30 wrz 2013

Rozdział V - Wpadłeś na dobre bracie.

Puk, puk! Jest tu kto?
To tylko ja. Chaotyczna, pozbawiona systematyczności autorka zapomnianego już pewnie bloga!
Muszę, się wam do czegoś przyznać.. Prawie odpuściłam. Jednak pewnej chłodnej, jesiennej niedzieli weszłam na moje wypociny po raz enty i pomyślałam SPRÓBUJĘ PONOWNIE! I oto jestem. Nie obiecuję wam systematyczności, jednak obiecuję, ze będę się starać i że ukończę bloga choćby się paliło i waliło!
A teraz pora na notkę.. Ciekawe czy nadal potrafię coś wykrzesać.. Cóż, sami ocenicie
J

~ ♦ ~

Miewasz czasem w życiu takie chwile, kiedy wydaje Ci się że wszystko czego się podejmujesz zawsze prędzej czy później, schrzanisz? Wszystkie Twoje starania, prośby, modlitwy są bezsensowne a nawet żałosne. Przegrywasz z własnym charakterem i nie osiągasz jak zwykle nic. Czujesz się śmieciem nie wartym tego, o co walczysz już tyle czasu. Fatalne uczucie, prawda?
Tak właśnie czuł się Ronald Weasley, który swoją winę usilnie próbował zmyć zimną wodą z prysznica. Niestety bezskutecznie.
Dlaczego ona się nie budzi?! Minęły już przecież dwa dni do cholery!
  Myślał.
Upadek Hermiony mocno nim wstrząsnął. Nie mógł spać, ani jeść. Na dodatek ciągle czuł na sobie dziwnie złe spojrzenie Freda. Bał się, że dziewczyna nigdy mu tego nie wybaczy. Nigdy nie pokocha i nie spojrzy na niego jak na faceta. Brak pewności siebie powodował, że miał ochotę pluć na swój obraz w lustrze.
Wyszedłszy spod prysznica, ubrał stare znoszone dżinsy i biały t-shirt po czym zszedł do kuchni. Wiedział co go czeka. Kolejne wyrzuty w oczach przyjaciół, rodziny i samego siebie.
-  Ronaldzie Weasley! – krzyknęła jego rodzicielka, robiąc się cała purpurowa na twarzy – Nigdy nie przypuszczałam, że będę Cię o to prosić, ale zjedzże w końcu coś! Twoje głodzenie się w niczym nie pomoże! – skwitowała.
Rudowłosy chwycił srebrny widelec i zacząć taplać po nim po pachnącym obiedzie.  Zerknąwszy wokół po raz kolejny zauważył, że poza mamą nie ma tu nikogo. Tata był w pracy, a Ginny, Harry, Fred i George nigdy nie odchodzili od łóżka Hermiony oczekując, że lada chwila się przebudzi. W takim momencie odpowiadałoby mu nawet towarzystwo ciotki Muriel. Jednak los karał go boleśnie.
- Słuchaj – pani Weasley po raz kolejny rozpoczęła rozmowę z synem – Może do niej pojedziesz? Zamartwiasz się, wyglądasz jak trup a jednak nie robisz nic by przy niej być. Przecież to nie była Twoja wina.. Emocje czasem robią swoje.. Ja kiedyś też…
- Tak mamo! Opowiadałaś mi to już milon razy! Przestań się wtrącać w moje życie i zajmij się swoim do cholery!  - krzyknął uderzając pięścią w stół, tak, że cały obiad wylądował na podłodze. Złość spowodowała, że teraz jego twarz pokrywała się czerwienią z włosami.

- Ronaldzie nie życzę sobie takiego traktowania! – zaczęła, jednak jej syna już nie było.
Wyszedł tak szybko jak się pojawił. Po raz kolejny skapitulował. Przegrał i już nic nie mógł z tym zrobić. Czuł się bezwartościowy. A przecież takiemu człowiekowi nie należy się miłość.
Opadł z łoskotem na twardy tapczan i poczuł na policzkach mokre krople. Kolejny powód do nienawiści. Słabość, jestem taki słaby.


~ ♦ ~

- Mogłabyś wreszcie wstać leniuchu! . – mruknął czarnowłosy chłopak uśmiechając się delikatnie do Hermiony.  – Wiesz, Ron z dnia na dzień coraz bardziej się zamartwia. Szkoda, że nie możesz wstać, trzepnąć w łeb i powiedzieć jak zwykle logicznie żeby przestał użalać się nad sobą. Myślę też, że on chyba naprawdę coś do ciebie czuje ale nie chcę w to ingerować. – dodał.
Hermiona była jak jego siostra. Dlatego zamartwił się o nią bardziej niżeli o siebie kiedykolwiek. A co jeśli już nigdy się nie obudzi? Myślał.
Od czasu rozstania z Ginny, życie Pottera nie było już takie samo. Ciągle napotykał na swojej drodze urażony wzrok dziewczyny i czuł, że poza blizną usilenie boli go i serce. Rozdzierała go złość, za każdym razem kiedy Gin wypytywała George’a o któregokolwiek z chłopców. Ale i również nie mógł znieść myśli, że całe jego życie uzależnione jest od jednego osobnika. Voldemort. Gdyby nie on, miałby rodziców, przyjaciół, dziewczynę. Nigdy nie musiałby użerać się z Dudley’em.  A co najważniejsze nie obawiałby się każdego kolejnego dnia, nie liczyłby godzin do śmierci. Nie musiałby z niczego rezygnować. Żyłby tak, jakby tylko chciał.
Po raz kolejny, w tej chwili odczuł brak Grangerówny.  Dziewczyna zawsze dawała mu siłę do walki. Potrafiła  go zgorszyć tym samym wywołując większą chęć do walki niż wszystkie pociechy świata. Słuchała jak nigdy nikt na świecie i była ostatnia osobą, której należało się leżenie w tym obskurnym miejscu.
- Hej bliznowaty, zmiana! – do pokoju wszedł Fred a tuż za nim George – Może idź i załatw w końcu PEWNĄ sprawę jak facet, hm? – dodał drugi brat szturchając go w ramię. – My w tym czasie dobudzimy tego leniucha, który już na zbyt wiele sobie pozwala!
Harry uśmiechnął się wymijająco po czym bez żadnej odpowiedzi wyszedł z pokoju. W tej chwili potrzebował jedynie mocnej kawy i braku towarzystwa wszystkich rudowłosych.
- Ale się narobiło bajzlu, nie Freddie?
- Zależy co przez to rozumiesz – odparł rudy przyglądając się czy aby na pewno nic nie zmienił się na twarzy Hermiony po czym usiadł na skraju jej łóżka.
- Hm, co myślę.. Zacznijmy więc od początku – George uniósł prawą brew bacznie obserwując swoją kopię. – Harry rozstał się z Gin i przez to oboje zioną na siebie ogniem i żadne z nich nie przyzna się do błędu. Ron zamienił się w chodzącego zmarłego. Mama i tata nieustannie kłócą się o najmniejszą drobnostkę. Nie wspomnę o tym, ze Angelina ma do mnie pretensje, ze tu siedzę i się z nią nie spotykam. I pomyśleć, że prawie wszystkie kłopoty zaczęły się po wypadku  naszej małej Hermionki. – mruknął. – A i przypominam Ci, że laserowanie ja wzrokiem nie sprawi, ze się obudzi!
- Hę?
- Czy Ty mnie w ogóle słuchałeś? – zaśmiał się George po czym pomyślał wpadłeś na dobre bracie.

~ ♦ ~

- Mam tego już serdecznie dosyć! – temperament Ginewry po raz kolejny wybuchł niczym wulkan. – I spójrz na mnie jak do ciebie mówię zidiociały kretynie! – krzyczała tak głośno, że mogłaby obudził zmarłego.
- O co Ci chodzi? Sama  się do mnie nie odzywasz! – odburknął Wybraniec rzucając rudej zniewieściałe spojrzenie dolewając tym samym oliwy do ognia.
- Jesteś kompletnym kretynem! Kończonym dupkiem! Zgrywasz ofiarę an oczach wszystkich i.. i…i nawet nie potrafisz spróbować dojrzeć tego, że komuś na Tobie zależy! Nie masz pojęcia ile mnie to kosztuje zdurniały ośle! – dodała, trzęsąc się cała.
Tego było już za wiele. Harry czuł jak jego serce pęka na milion kawałeczków i znika w nicości. Zacisnął pieści i skumulował wszystkie swoje emocje właśnie w nich. A kiedy już cała złość minęła, pewnym krokiem podszedł do Ginewry i chwycił ją za ramiona.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyczała a w jej oczach zebrały się łzy.
Harry jednak nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie po czym mocno ścisnął drobne ciało dziewczyny. Trzymał mocno ale czule. Jakoby ten uścisk był ostatnim w jego życiu, jakby Gin miała za chwilkę zniknąć, rozpłynąć się w jego ramionach. Poczuł mokre łzy na swojej koszuli oraz delikatny odwzajemniony ścisk.
Nie miał pojęcia jak długo stali w tym przytuleniu. Trzy minuty, piętnaście, trzydzieści? Czas zaniknął. Wszystkie problemy i rozmyślenia również. Carpe Diem, tu i teraz. Na zawsze.
W tym samym czasie we framudze drzwi pojawił się Ron, który wreszcie postanowił stawić czoła wszystkiemu i wszystkim. Postanowił walczyć o to co dla niego najważniejsze. Nie przypuszczał jednak, ze zastanie to, co dane mu było widzieć. Uśmiechnął się. Pragnął przecież szczęścia Harry’ego i Gin. Jednak w podświadomości serca, czuł zazdrość. Dlaczego oni mogą zaznać szczęścia, podczas gdy mnie nic się nie udaje?! Jednak próbował odgonić od siebie tę myśl. Choć raz nie być egoistą.
- Co się tu dzieje?! – również George zjawił się w pokoju. Nie spostrzegł z początku Rona, bacznie przyglądając się tulącej się dwójce.
- Słychać was w całym szpitalu, do jasnej cholery! Czy możecie odstawić ten cały melodramat?!  Nie wiecie, że wasza przyjaciółka leży tu i oczekuje waszego wsparcia!? – dodał krzyżując ręce na piersi i powodując silne zawstydzenie się pary.
 Dopiero po paru chwilach doszedł do niego fakt, ze w pokoju poza nim i ta dwójką, znajduję się jeszcze jedna ruda głowa. Nie dowierzał. Dopiero teraz Ron? Naprawdę się spieszyłeś, nie ma co.
- Miło Cię widzieć – mruknął klepiąc brata pocieszająco po ramieniu – Ona tego potrzebuje, żebyśmy byli przy niej.
Ron uśmiechnął się, silnie się przy tym czerwieniąc. Któż by pomyślał, ze George Michael Weasley, okaże się tak dojrzałym i wrażliwym facetem?

~ ♦ ~

W tym samym czasie w pokoju obok panowała tak bardzo odmienna cisza. Fred po raz kolejny dzisiejszego dnia taksował wzrokiem każdy centymetr twarzy Hermiony. W ostatnich dniach było im tak dobrze. Świetnie się dogadywali, mimo iż tak naprawdę więcej ich dzieliło niżeli łączyło.
Pogładził ją po włosach. Była śliczna. Jak on mógł tego wcześniej nie zauważyć? Śniada cera, otoczona kaskadą brązowych włosów. Mały, nieco piegowaty nosek i najważniejsze: miękkie, malinowe, lekko uchylone usta. Tak bardzo chciałby ją jak najlepiej poznać, odkryć ją całą.
Nagle poczuł, jak jej dłoń porusza się delikatnie. Jego źrenice niezłomnie się rozszerzyły.
Po chwili nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ta drobna, śliczna i śpiąca dotychczas dziewczyna, właśnie z rozespaniem przetarła oczy po czym usiadła na łóżku rozglądając się wokół by zaraz zatrzymać wzrok na jego postaci.
- Jak długo tu siedzisz i wlepiasz we mnie te swoje wielkie gały Fredzie Weasley? Mam się bać? – mruknęła sennie, uśmiechając się szeroko
- Tak, masz się bać i to cholernie panno Granger – powiedział siląc się na ostry i surowy ton. – Jak długo zamierzałaś nas jeszcze straszyć? Nie miałem pojęcia, że z pani taka złośliwa panienka – dodał, grożąc jej palcem przy czym uśmiechając się szelmowsko. – Ponadto, jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem osoby, która spała by dłużej ode mnie. – dodał.
Brązowooka roześmiała się głośno po czym bez zapowiedzi z całej siły wtuliła się w umięśniony i tak przyjemnie pachnący tors młodego chłopaka. Nie miała pojęcia jak długo tu leżała, jednak fakt iż on tu był sprawiał, ze robiło jej się ciepło na sercu. Poczuła jak w oczach wzbierają się łzy jednak nie chciała dawać im płynąć, zacisnęła więc zęby po czym poczuła przy uchu ciepły oddech chłopaka, który  odgarniając jej włosy, miękkim głosem mruknął.
- Dobrze Cię wreszcie widzieć śpiochu.

~ ♦ ~

Także tak. Macie tu wielką łychę cukru od waszej autorki! To na przeprosiny, ze mnie tak długo nie było! J Mam nadzieję, ze powoli mi to wybaczacie! J
W tej notce zależało mi by skupić się na postaciach drugiego wątku tak więc, upadek Hermiony i jej relacja z Fredem była tylko lekko (ale jakże słodko :D) zaznaczona. Ale nie martwcie się będzie jeszcze sporo ICH momentów ;) Notka nie jest idealna. Ba! Sporo jej do tego brakuje! jednak aj ją baardzo lubię ! Głównie dlatego, że to dzięki niej znów jestem z Wami.
Dobra, koniec tej paplaniny - buziaki i do "napisania" :*