Fred obudził się dziś wcześniej. Zazwyczaj, to mama zrywała
go z łóżka, na dziesięć minut przed śniadaniem. Dziś było inaczej. Po jego głowie
krążyło zbyt wiele myśli. Nie wiedzieć
czemu rudzielec coraz częściej myślał o esencji życia. A szczególnie jeden
aspekt nie dawał mu spokoju. Miłość. Chciał się zakochać. Ale tak poważnie, mocno, oddać się całym sercem.
Eh, ależ to banalne. Pomyślał.
Co prawda związek z Angeliną wytłumaczył mu parę spraw. Przekonał się że sam
pociąg do dziewczyny nie jest miłością. Nigdy nie czuł przy ciemnoskórej
dziewczynie nic wyjątkowego. Była jego przyjaciółką, dobrą ale jednak. W
przeciwieństwie do George’a, który najwidoczniej wpadł do czubek uszu. Już parę
tygodni po ich zerwaniu, jego kopia umawiała się z Johnson’ówną. Fred, od tego
czasu widział jak brat patrzy na dziewczynę, jak się o niej wypowiada. Poza tym
z opowieści brata można było wywnioskować że nawet ich pocałunki były pełne magii.
Dobra Fred, koniec
tych bzdur. Pomyślał po czym zerwał się gwałtownie z łóżka i odziany
jedynie w same bokserki zszedł do kuchni. Po drodze spostrzegł że łóżko jego
brata również jest puste. Dziwne, czyżby jakaś bliźniacza bezsenność? Nie mylił
się, w kuchni na swoim ulubionym miejscu siedział nie kto inny jak jego
lustrzane odbicie.
- O, Freddie. Widzę że i ty nie możesz już spać – mruknął
nieco przedrzeźniając głos swojej rodzicielki, George.
Fred uśmiechnął się lekko i podszedł do lodówki. Wyciągnął z
niej mleko i nalawszy sobie go do literatki, wypił jednym haustem.
- Dobra, suwaj tyłek muszę sobie klapnąć – powiedział nagle,
siadając obok brata, który nic nie mówiąc zrobił mu miejsce
Razem wyglądali niesamowicie. Dwaj rudzi, pokryci piegami
młodzi mężczyźni, tak podobni że czasem i własna matka nie potrafiła ich
rozróżnić. Mimo iż nie często to sobie mówili, jak to chłopaki, to strasznie
się kochali. Jeden za drugiego, bez mrugnięcia okiem oddałby życie. Ich
przyjaźń trwała już od pierwszego ich dechu i mieli przeczucie że trwać będzie
do ostatniego. Nawet cisza nie potrafiła sprawić że czuli się niezręcznie.
Bowiem czasem i ona była bardziej wymowna, w towarzystwie kogoś, kogo znasz
lepiej od siebie samego. Nie było im jednak dane, nacieszyć się niewypowiedzianymi
słowami. W progu kuchni stała szesnastoletnia gryfonka, która rumieniąc się
dziewczęco podeszła w kierunku braci.
Fred zauważając dziewczynę, zlustrował ją wzrokiem. Wyglądała tak
niewinnie a przy tym tak niesamowicie pociągająco. Ubrana była w krótkie
spodenki, których praktycznie nie było widać zza bluzki do połowy ud. Nie
wiedząc czemu, rudzielec zapragnął jej dotknąć. Choćby tutaj, choćby teraz.
- Wezmę tylko szklankę wody i już mnie nie ma – powiedziała
nagle, jakby speszona.
Hermiona niemalże w każde wakacje była w Norze jednak to nie
zmieniało faktu iż ta trójka słabo się znała. Nigdy jakoś nie odczuwali
potrzeby bliskiego zapoznania się. Rudzielce na ogół postrzegali ją jako, nieco
zbzikowaną na punkcie książek, przyjaciółkę własnego brata. Natomiast Hermionę
niegdyś bardziej irytowały, niż bawiły żarty bliźniaków. Jednak od pewnego
czasu, jeden z nich nie wychodził z jej głowy. Zastanawiała się czy pod pokrywą
żartownisia bez ograniczeń, kryje się ktoś jeszcze. Ktoś kto jest czuły,
zabawny i inteligentny. Ktoś kto sprawi że cały czas będzie czuła się tak jak
wtedy kiedy poczuła jego zapach, jego ciało. Od tego czasu Fred Weasley nie dawał jej spać.
Kiedy już nalała wody do srebrzystej literatki, zgodnie z
obietnicą, zniknęła za framugą.
- Hermiona jest
całkiem niezła – George postanowił nagle przerwać ciszę, która pojawiła się od
czasu wyjścia dziewczyny.
Mimo iż drugi rudzielec w pełni popierał opinię brata, nie
odezwał się. Jego oczy były skupione na małym przedmiocie, który jak gdyby
nigdy nic leżał na środku kuchni, błyszcząc kpiąco. To była bransoletka
gryfonki, która najprawdopodobniej jakby na złość wypadła jej z kieszonki
spodenek. Fred, wstawszy z siedziska, podszedł i pochwycił błyskotkę.
- Taa – mruknął – Niezła gapa – dodał, obracając bransoletkę
w dłoni po czym chowając ją do kieszeni spodni.
Fakt posiadania bransoletki bardzo go ucieszył. Miał
pretekst by zagadać do brązowookiej, a przy tym nie wyjść na kompletnego
durnia. Sam nie wiedział czemu chce do niej zagadać, ale coś mu podpowiadało że
dziewczyna jest warta poznania.
~ ♣ ~
Hermiona była bardzo zdenerwowana. Dlaczego ja zawsze muszę zrobić z siebie taką ofiarę? Pomyślała.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale przy wysokim rudzielcu, nie chciała się
kompromitować. Upiła łyk wody z szklanki i popatrzyła w sufit. Od kiedy
pamiętała chciała się zakochać. Namiętnie czytywała wszystkie, czasem nawet te
podkradzione z maminej biblioteczki, romansidła. Tam, wszystko wydawało się
takie piękne. Co prawda, bardzo przewidywalne, ale zawsze piękne. Uwielbiała
sobie wyobrażać, że kiedyś ktoś ujrzy w niej kogoś zupełnie innego, niż tylko
przyjaciółkę chłopca, który przeżył. Marzyła by ktoś zakochał się w niej bez
pamięci. By rozpoczynał i zakańczał jej dzień pocałunkiem a w trakcie dnia
rozbawiał i rozmawiał z nią. Wszystkie te marzenia, zawsze szczelnie skrywała pod
maską twardej racjonalistki, więc nigdy żaden chłopiec nie ujrzał w niej
wrażliwej dziewczyny. W tym roku postanowiła to zmienić. Zapragnęła być
bardziej otwarta, przebojowa i rozrywkowa, bo przecież szczęściu trzeba pomóc.
Tak zawsze mawiał jej tata. Kiedy tak rozmyślała, to zapomniała jak szybko Morfeusz ponownie
porwał ją w Swe ramiona, a jej myśli stały się snem.
~ ♣ ~
- Harry, kochaneczku, zawołaj proszę dziewczynki. Śniadanie
jest już na stole – powiedziała pani Weasley, uśmiechając się miło do
bliznowatego.
Wybraniec, uśmiechnąwszy się delikatnie, wstał z siedziska i
ruszył w górę, po schodach. Jego życie się komplikowało. Nic nie szło tak jak
chciał. Hogwart stał pod znakiem zapytania, związek z Ginny również. Do tego od
czasu śmierci Syriusza, czuł że na świecie nie ma już nikogo, kto mógłby
dzielić się z nim wspomnieniami o rodzicach. Choć na twarzy miał uśmiech, w
sercu wszystko go bolało a kolejny dzień był dla niego wyzwaniem niczym skok
bez spadochronu.
- Ginny! Hermiona! Wychodźcie już z tej łazienki! Śniadanie
na stole – powiedział, stukając w nieco już próchniejące drzwi od łazienki.
Dlaczego one wszędzie chodzą we dwie?
Pomyślał i nie czekając już na dziewczyny wrócił na dół.
- Ginn, Harry ma rację!
Chodźmy już, wyglądasz naprawdę dobrze! – Hermiona była wyraźne
poirytowana. Kochała Ginny jak siostrę, ale czasem to jej wieczne strojenie się
doprowadzało ją do obłędu.
Ruda natomiast, ignorując prośby swojej przyjaciółki,
poprawiła jeszcze swoją bujną czuprynę. Wyglądała naprawdę zjawiskowo! Była
ubrana w krótkie, postrzępione, dżinsowe spodenki i czarną, włożoną w spodnie
bluzkę z logo Fatalnych Jędz. Włosy zakręciła a na usta nałożyła warstwę
błyszczyku.
- Możemy iść! – powiedziała wreszcie uśmiechając się
sympatycznie do brązowookiej.
Kiedy schodziły po schodach, żadna nie odzywała się ani
słowem. Nie była to jednak niezręczna cisza. Dziewczyny, bardzo dobrze się znały,
więc nie krępowały się niczego w swoim towarzystwie. Poza tym Hermiona
wiedziała że Ginny ostatnio nie ma ochoty na rozmowy. Jej związek z Potterem
wisiał na włosku, a jak wiadomo Weasley’ówna mocno kochała swojego wybranego.
- Dzień dobry, pani Weasley! – powiedziała uśmiechnięta
wchodząc do kuchni.
Ta natomiast uśmiechnęła się delikatnie, a kiedy dziewczyny
już usiadły zaczęła jeść. Przy stole panowała nieprzyjemna atmosfera. Wszystko
spowodowane było faktem iż Pan Weasley nie wrócił na noc. Jako że nie zdarzało
mu się to dość często, to sprawa wydawała się naprawdę poważna.
Po skończonym posiłku, wszyscy rozeszli się po pokojach.
Hermiona natomiast została.
- Co ty tutaj jeszcze robisz, kochana? – spytała gospodyni
- Pomyślałam ze Pani pomogę – Gryfonka uśmiechnęła się, by w
ten sposób ulżyć jakoś ciągłemu zamartwieniu pani Weasley.
- Oh, jesteś naprawdę wspaniała Hermiono! – powiedziała
uśmiechając się lekko, po czym obie zaczęły zbierać naczynia ze stołu i kolejno
je zmywać.
- O, nie! – chwilę ciszy przerwał wrzask Hermiony.
- Co się stało?
- Moja bransoletka! Zgubiłam ją! Nie widziała może jej pani?
– spytała gryfona, chwytając za kieszenie spodenek z nadzieją że może właśnie
tam jest zguba.
- Oj, nie kochaniutka… Zaraz! Czy to nie Arthur?! – wykrzyknęła
nagle ruda gospodyni i szybko zapominając o zmartwieniu Swojej pomocnicy,
wybiegła z kuchni, pragnąć uściskać męża. Oczywiście przy tym wrzeszcząc czemu
nie dał jej znać, że nie wrócił na noc.
Hermiona, zaraz po wyjściu pani Weasley rzuciła się na podłogę
by sprawdzić czy bransoletka nie wpadła przypadkiem pod szafkę. Poruszając się
na czworakach, zajrzała również pod stół i lodówkę. Była naprawdę przerażona.
Wyglądało na to że jedyna pamiątka po babci, przepadła. A przecież była pewna
że jeszcze dziś rano miała ją w posiadaniu.
- Tego szukasz? – z nerwowych poszukiwań wyrwał ją niski,
aksamitny głos. Hermiona, wstawszy z podłogi spojrzała na swojego towarzysza.
Przed nią stał nie kto inny, jak Fred Weasley. Rudzielec,
opierał się nonszalancko o framugę a w ręku trzymał bransoletkę. Jej
bransoletkę! Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i szybkim, zdecydowanym ruchem
podeszła do chłopaka.
- Oh, tak! To moja bransoletka! – powiedziała, chcąc przejąć
zgubę.
Nie było jej to dane. Fred gwałtownie zatrzasnął pięść,
trzymając tam błyskotkę po czym schował dłonie za siebie
- Wiesz.. W życiu nie ma nic za darmo – uśmiechnął się
łobuzersko.
Dziewczyna była nieco zdezorientowana ale i mocno
zdenerwowana. Czy ten błazen choć raz
mógłby zachowywać się poważnie? Pomyślała
- Fred, proszę Cię. To bardzo cenna pamiątka – powiedziała
cierpko.
- Oddam Ci ją, ale w zamian oczekuję rekompensaty. – W jego
oczach pojawiły się radosne ogniki, które nieco uspokoiły dziewczynę. – Hm..
pójdziesz ze mną na spacer, dziś o 16:00. Tam Ci ją zwrócę. – dodał.
- Emm.. no dobrze. Ale wiedz że jeśli ją zniszczysz to mnie
popamiętasz – dziewczyna nadal była mocno spięta, a zachowanie bliźniaka bardzo
ją intrygowało.
- Oh, wyluzuj – powiedział, spoglądając jej w oczy – A
teraz, chodź, pomogę Ci z tymi naczyniami – dodał, po czym pewnym krokiem
wyminął gryfonkę.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła za rudzielcem. Ona
zaczęła zmywać, a on wycierać talerze.
Oboje, nie mając pojęcia o wzajemności, kątem oka się obserwowali. W
głowie Freda walało się teraz od groma myśli. Natomiast, młoda gryfonka myślała
tylko o jednym - W co ty pogrywasz, Fred?
~ ♦ ~
Uf, rozdział
1 już za mną!:) Mam nadzieję że aż tak bardzo nie zawiodłam waszych
wspaniałych komentarzy (za, które serdecznie dziękuję :*)
Myślę, że kolejna
notka pojawi się w tym tygodniu, raczej pod jego koniec. Życzcie mi proszę dużo weny, ponieważ ja z reguły
szybko się poddaję. Liczę na waszą wyrozumiałość.. Wiecie, to w sumie dopiero mój
pierwszy blog. :) (Nie licząc tych, które zakończyłam po 1-2 notkach)
Pozdrawiam i
życzę miłego tygodnia! :*
super. nie moge sie doczekac kolejnego *.*
OdpowiedzUsuńNo to na początek życzę weny :D rozdział ciekawy i bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńA oto mój blog nie jest o fremione, ale może ci się spodoba :)
http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/
Niesamowite! Rozdział w miarę długi i jaki wciągający! Chyba zakochałam się w kolejnej historii Fremione <33 Boże jaki Fred jest uroczy...
OdpowiedzUsuńWracając do Twojego bloga. Po prostu cudo! Wszystkie słowa są napisane tak... lekko! Cudownie mi się czytało. Doszłam do końca i normalnie myślałam, że mnie szlag trafi! Strasznie mnie wciągnęło ;3
Niecierpliwie czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny :)
Super! Naprawdę podziwiam. Ja nie umiem pisać tak lekkim językiem. Zazdroszczę! Czekam na kolejny rozdział. :))
OdpowiedzUsuńHmm, po pierwsze WOW.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z bransoletką :D
Szkoda że trzeba będzie czekać na kolejny tak dług, może Ci się uda dodać szybciej :D
WSPANIALE CUDOWNIE FANTASTYCZNIE , ale to już chyba wiesz :D
Twój blog też jet u mnie w obserwowanych :D
Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały
~Clar
Ps. Życzę Ci mnóstwo weny :D
Bossski tekst! Podziwiam twoją wyobraźnię ;) Jeśli umiesz to dodaj muzykę na bloga, http://www.youtube.com/watch?v=uh4jAYXPO6E .
OdpowiedzUsuńBędzie się czytało przyjemniej . ;P Czary, mary, ~ dodaję ci weny XD
bardzo mi się podoba, będę stałą czytelniczką ;D pomysl z bransoletka naprawde udany, a Fred jak każdy facet wyznaje zasade nie ma nic za darmo ;d tymczasem u mnie nowosc :) http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńtrzeci raz dodaje komentarz i zaraz trafi mnie szlag! podoba mi się Twoje opowiadanie, bede stala czytelniczka a tymczasem u mnie nowosc :) http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWOW! Wspaniały rozdział! Ciesze się, że powstaje tyle wspaniałych blogów o Fremione. Oczywiście będę stałą czytelniczką. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńZakochałam się *__* Masz BARDZO dobry styl pisania, to opowiadanie czyta się naprawdę dobrze :) Nie mogę się doczekać kolnych rodziałów, mam nadzieję, że będą tak samo genialne (albo i lepsze) jak ten :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny twórczej :*
~Ania.
Ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńJak będziesz tak dalej pisała to będzie jeden z lepszych blogów jakie czytałam a było ich sporo :)
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
Pozdrawiam cieplutko tak dalej
mega fajne!
OdpowiedzUsuńGdzie jest rozdział?! Fred, ja cię kocham, do ciebie szlocham x) czekam niecierpliwie :D
OdpowiedzUsuńBędę płakać. Kiedy kolejny rozdział?!
OdpowiedzUsuń