Ronald Weasley nigdy nie był oazą spokoju. Docinki Malfoy’a,
ciągłe porównywanie z braćmi, czy żartowanie z jego osoby, często doprowadzały
go do złości. Ta, natomiast, na ogół mijała po paru minutach, spędzonych w
gronie przyjaciół. Dziś było inaczej. Rudy chłopak dostał tak zwanej białej
gorączki. Wściekłość, nie pozwalała powiedzieć mu ni słowa, choć w głowie miał
ich pełno. Wszystkie kończyny lekko drżały, a jego piegowata twarz oddawała
teraz hołd czerwonej czuprynie.
- Ron, do jasnej cholery! Przestań tak łazić w kółko bo
zwariuję! – krzyknął bliznowaty przyjaciel rudego, obserwując każdy jego ruch –
Ochłoń i opowiedz dokładnie co widziałeś.
- Jak mam ochłonąć, jak być może teraz mój rodzony brat
obściskuje się z tą, na której tak mi zależy? – Wrzasnął, a echo jego słów
rozniosło się po polanie, na której stali.
Spojrzawszy jeszcze na Harry’ego , chłopak przysiadł na
ławeczce, chowając twarz w swoich nienaturalnie dużych dłoniach.
Potter nie wiedział co myśleć. Chciał w jakiś sposób
pocieszyć przyjaciela, jednakowoż fakt iż nie znał dogłębnie sytuacji nie
pozwalał mu na nic co skłaniałoby się do ów pocieszania. Przysiadł obok niego,
po czym bratersko położył mu dłoń na ramieniu. Milczeli, tak chwilę, kiedy
Potter po raz kolejny zadał mu pytanie:
- Opowiesz mi wreszcie o co Ci chodzi? – starał się być przy
tym niezwykle taktowny. Nie wiadomo, kiedy rudy wulkan wściekłości może znów
wybuchnąć.
- Fred.. – mruknął – On podrywał Hermionę.. A ona jeszcze mu
na to pozwalała.. I jeszcze ten cholerny spacer – dodał, zaciskając pięści po
czym opowiedział Harry’emu całą historię, którą widział na własne oczy.
Wybraniec uśmiechnął się niezauważalnie, kiedy jego
przyjaciel tak mocno wczuwał się w opowieść. Wydawało mu się również że nieco
ją ubarwia, próbując przy tym oczernić starszego brata. Oczywiście, znał
uczucie zazdrości. Pamiętał, kiedy Ginny chodziła z Deanem, a on musiał
bezczynnie na to patrzeć. Jednak wyimaginowana zazdrość Rona, osiągała powoli
szczyty głupoty.
- To wszystko? – spytał zielonooki, zdając sobie sprawę z
głupstwa jakie popełnił.
- To dla Ciebie mało? Zabiję tego rudego debila!
- Ron, przecież to tylko Fred. Zgrywa się, pewnie chce
wyciąć Hermionie jakiś żart.
Rudowłosy uśmiechnął się nagle do Harry’ego. Ależ ja
jestem głupi. Pomyślał, nie zdając sobie sprawy, że paręnaście metrów od
niego, pewien rudy osobnik miewa niemalże takie same myśli.
~ ♦ ~
Weź się wreszcie w garść. Pomyślała Hermiona,
przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Starała się ubrać jak
najnormalniej, aczkolwiek zależało jej również na dobrym wizerunku. Ubrała
białą, letnią sukienkę, przewiązywaną w pasie brązowym paskiem i brązowe
trampki, w razie większych trudności przy spacerze. Włosy wyprostowała, a na
twarz nałożyła tusz i warstwę błyszczyku. Czuła jednak, że pod tą dziewczęcą
pokrywą kryje się rozhisteryzowana nastolatka. Ręce jej drżały, serce waliło
jak oszalałe, a głowa była w stanie niemalże wybuchowym. Nerwowo zerknęła na
zegarek, który nieomylnie wskazywał 15:58. Uśmiechnęła się jednak i spsikawszy
się jeszcze lawendowymi perfumami, po krętych schodach zeszła do kuchni i z
uśmiechem na ustach usiadła przy stole.
Kiedy jednak upłynęło 20 minut, a obiektu, na który czekała nie było,
wyszła na podwórze. Czuła wzbierający się strach, smutek i wściekłość. Wystawił mnie. Pomyślała, a jej
orzechowych oczach wezbrały się łzy. Nagle, poczuła męskie dłonie, które
delikatnie zasłaniały jej oczy.
- Zgadnij kto –
usłyszała cichy szept, delikatnie piszczący jej ucho. Uśmiechnęła się i
chwyciwszy dłonie swojego towarzysza, zdjęła je i odwróciła się do niego.
- Spóźniłeś się
– powiedziała szorstko, zakładając ręce na piersi.
Nie chciała
uchodzić za łatwą do zdobycia. Mimo tego iż w duchu cieszyła się że przyszedł,
że jej dotknął, to zdrowy rozsądek, którego miała aż w nadmiarze, postanowił
pokierować ją w innym kierunku niż rzucenie mu się na szyję. Zlustrowała go
wzrokiem, a efekt końcowy bardzo się jej spodobał. Chłopak miał na sobie,
ciemne proste dżinsy, szarą koszulkę i czarną skórę. Płomienne włosy, niczym
ogień odbijały się od tego stroju. Ponadto, do jej nozdrzy dobiegł cudowny
zapach jego perfum.
- Tak, ale od
razu mówię że to nie moja wina! – powiedział nagle, uśmiechając się niewinnie.
– po za tym… mam coś na przeprosiny – dodał jeszcze, po czym zerwawszy, maleńką
stokrotkę, delikatnie włożył ją za ucho dziewczyny.
- Dobra,
czarusiu. Chodźmy, miejmy to już za sobą – mruknęła cicho gryfonka, starając
się ukryć swoje rumiane policzki.
Ruszyli, przez
jakiś czas napawając się ciszą. Lekki wietrzyk delikatnie drażnił chłodem ich
ciała, natomiast gorące słońce nie dawało za wygraną i prażyło jeszcze mocniej.
Zarówno Hermiona jak i Fred, przyglądali się sobie nawzajem. Czasem, kiedy ich
oczy się spotkały, czuli zawstydzenie. Jednak oboje wyjaśniali sobie to
niemalże taką samą regułką; To dlatego że
mało go/ją znam.
- Właściwie,
dokąd idziemy ?– ciszę przerwała Hermiona, rozglądając się wokoło.
Byli już
całkiem daleko od Nory, a dziewczynę nieco to niepokoiło. Nie chodziło o to że
nie ufała rudowłosemu, ale raczej o fakt że niedługo może zacząć się ściemniać.
- Wyluzuj –
powiedział uśmiechając się łobuzersko, do nieco spiętej dziewczyny – Już
niedaleko – dodał.
I faktycznie
nie kłamał. Przeszli jeszcze zaledwie parę metrów, a ich oczom ukazało się
fantastyczne jeziorko, frywolnie płynące wzdłuż małej polanki. Oboje
uśmiechnęli się do tego krajobrazu.
- Przepięknie –
szepnęła Hermiona, lustrując wzrokiem każdy zakamarek miejsca, w którym się znajdowała.
Spostrzegła również małą, uroczą ławeczkę na zboczu i ruszyła do niej,
zapominając na chwilę o towarzyszu, który szybko popędził za nią.
Usiedli i
popatrzyli sobie chwilkę w oczy. Spojrzenia mówiły wiele jednak oni chcieli
powiedzieć sobie jeszcze więcej. Chcieli się poznać, zaprzyjaźnić. Pierwsze,
bardzo lgnęło do drugiego i na odwrót.
- Zgłodniałaś?
– aksamitny głos Freda, po raz kolejny dzisiejszego wieczoru wywołał lekki
dreszczyk na karku dziewczyny. Kiwnęła głową nawet nie zastanawiając się dlaczego
przeoczyła tak ważną rzecz, jaką był fakt że rudowłosy miał ze sobą koszyk
pełen smakołyków.
Weasley
otworzywszy wiklinowy koszyczek, zapatrzył się nieco po czym wyjął z niego duże
opakowanie fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Młoda gryfonka, od razu
pochwyciła pudełko, po czym otworzywszy je i wyciągnąwszy z niego parę fasolek,
krzyknęła:
- Łap! – po
czym zaczekawszy tylko aż nieco zdezorientowany Fred, otworzy buzię, rzuciła
fasolkami.
Rudowłosy
wyłapał wszystkie, a na jego twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech. Uniósł ręce
do góry i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Yeach! –
krzyknął – Teraz ty – dodał, biorąc od niej pudełko i powtarzając jej
czynności.
Hermiona
jednak, pomimo tego iż rzut Freda był raczej precyzyjny a fasolek było zaledwie
trzy, nie złapała ani jednej. Zrobiła natomiast zrezygnowaną minę, rozglądając
się wokół, gdzie poupadały fasolki.
- Ale gapa! –
krzyknął płomiennowłosy śmiejąc się ze swojej towarzyszki – Nie złapałaś nawet
jednej!
- Lepiej
uciekaj, Fredzie Weasley! – krzykiem zawtórowała chłopakowi Hermiona,
uśmiechając się złowieszczo.
Jak dziewczyna
powiedziała, tak i on zrobił. W mgnieniu oka zerwał się na nogi i zaczął
uciekać. Hermiona natomiast równie szybko zaczęła go gonić, śmiejąc się głośno.
Kiedy już go złapała, chłopak odwrócił się ku niej i onieśmielając ją nieco
swoim wzrokiem, niskim głosem rzekł:
- Pani pozwoli?
- Ależ
naturalnie – rzekła, dygając przed nim, tak jak to robiono za czasów renesansu.
Chłopak ujął
jej dłoń, a drugą rękę ułożył na jej pasie, po czym śpiewając głośno jeden z
utworów Fatalnych Jędz, zaczął nią obracać.
Hermiona natomiast coraz głośniej się śmiała, zapominając całkowicie o
stresie i zdenerwowaniu, które wcześniej nie dawały jej spokoju. Teraz liczyła
się tylko ta chwila i te cudowne ogniki w jego oczach. Po paru minutach, oboje
nie zauważając korzenia, wystającego z ziemi, przewrócili się i turlając się
parę metrów, wylądowali obok starego drzewa. Na ich twarzach cały czas gościł
śmiech
- Jesteś
wariatem, skończonym wariatem – wydyszała nagle szatynka, przyglądając się
profilowi swojego partnera.
Chłopak
odwrócił się ku niej i uśmiechnął łobuzersko, po czym wracając do poprzedniej
pozycji popatrzył w gwiazdy, które ku nie uwadze ich obojga, pojawiły się na
niebie już dawno.
~ ♦ ~
- Gdzie jest ta
wstrętna szlama? – głos Bellatrix, jednej z najgroźniejszych czarownic, echem
odbijał się po domu państwa Granger’ów.
Rodzice
Hermiony byli wstrząśnięci. Jeszcze nigdy nie znajdowali się w takiej sytuacji.
Patrząc na czarownicę bali się cokolwiek powiedzieć, lękali się że wszystko
może zostać obrócone na ich niekorzyść.
- Widzę że nie
wiele chcecie mówić, ohydni mugole! – krzyknęła po chwili niecierpliwie – To powinno
rozwiązać wam języki – Crucio! – wrzasnęła uderzając jednym z zaklęć
niewybaczalnych panią Granger.
Kobieta upadła
i zaczęła zwijać się z bólu. Jęki i krzyki przeraźliwie wypełniały cały dom,
który niczym gąbka chłonął wszystko. Pan Granger, nie zważając na obecność
Belli, klęknął przy żonie i chwycił ją za twarz. Z jego orzechowych oczu popłynęły
strużki kryształowych łez.
- Masz dwa tygodnie
plugawy mugolu – powiedziała Bella, a na jej twarzy widniał grymas – szlama ma
się zjawić – dokończyła po czym, ponownie kierując różdżkę w panią Granger, syknęła
przeraźliwie:
- Crucio! – a jasny
blask jej różdżki po raz kolejny rozświetlając dom, sprawił mamie Hermiony
nieskończony ból.
Bella,
uśmiechnąwszy się złowieszczo, opuściła dom, który wydawał jej się tak
niesamowicie marny. Cieszyła się z bólu jaki zadała, a fakt iż uszczęśliwi tym
swojego pana, sprawiał że była aż w nadto dobrym humorze. Spojrzawszy jeszcze
chwilę w granatowe niebo, mruknęła jakby do siebie.
- Zabawa się
zaczyna – a po tych słowach, mrok całkiem ogarnął jej ciało.
~ ♣ ~
Witam serdecznie! A więc oto przed wami
rozdział 2, mojej dłuuuugiej opowieści Fremione. Proszę nie pytajcie czemu torturowałam mamę
Hermiony. Nie wiem, po prostu wydawało mi się że to doda pikanterii, temu całemu
„mdłemu’’ jak na moje oko rozdziałowi.
Kiedy pojawi się drugi rozdział? Nie wiem!
Prawdopodobnie w następny weekend, ponieważ właśnie skończyły mi się ferie, a
jako że jestem w III gimnazjum to muszę się więcej uczyć, niestety.. -,-
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję że
rozdział się wam podoba! :*
oczywiscie, ze sie podoba, nawet bardzo :) no dobrze, nie bede pytac dlaczego torturowalas mame Hermiony ;)Ronaldzika zazdrosc zabija haha ;d a Fred z Miona jak slodko ;p pisz, pisz szybko!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :D Ciekawy wątek Ronem, ach już pierwsze zdanie rządzi xD Hym ciekawie pociągnięty wątek z Freda z Hermą. Ach i to zakończenie xD. Po postu w skrócie świetnie piszesz. Pozdrawia i życzę weny !
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo! :)
UsuńNo ^^ rozdzialik jak się łączy ^^ fenomenalny ! Uwielbiam tego bloga, czuj się zaszczycona, bo mnie trudno zadowolić ^^ z niecierpliwością oczekuje rozdziału, obym nie musiała długo czekać ;-)
OdpowiedzUsuńA więc - czuję się zaszczycona :D
Usuń1. WOW
OdpowiedzUsuń2. ŁAŁ
3. O.o
4. o.O
5. Patrz punkt 1 :D
Jaki wspaniały rozdział, ale biedni rodzicie Hermy, ona się zjawi, zabiorą ją, Fred będzie ją szukać potem ją odbije itd... Błagam nie zabijaj nikogo :(
Belatrix, jaka wredna **** :/
Weny życzę, powodzenia z nauką :D
~Clar <3
hahahahah, uwielbiam Cię! :)
UsuńMyślałam o takim planie, ale będzie on nieco bardziej skomplikowany. Nie lubię być przewidywalna! ;)
Tak właściwie to chciałam już w tym rozdziale uśmiercić mamę Hermiony, ale jakoś tak uznałam że to za wcześnie.
Nie obiecuję innego, czasem mam dziwną wenę więc.. zresztą, sama rozumiesz bo również ''parasz'' się pisarstwem. ;)
Dziękuję bardzo! ;)
Genialne! Fred i Hermiona tacy słodccy, że brak mi słów :) Szkoda mi rodziców Hermiony, ale przecież nic nie dzieję się bez przyczyny :) Życzę Ci dużo weny do następnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuń~Ania.
Wspaniała jesteś. Twoja wyobraźnia mnie zadziwia. Rozumiem czemu torturowałaś mamę Hermiony. Też tak mam, że w każdym opowiadaniu muszę komuś skrócić życie. Wolę avadę, ale tortury są nawet ciekawsze. Czekam na 3 rozdział z niecierpliwością. ♥
OdpowiedzUsuńHmm, od "Łap" do "Ależ naturalnie" kojarzy mi się z HSM 2 :D
OdpowiedzUsuńAle i tak mi się podoba ;>
Tak? o.O
UsuńNigdy w życiu nie oglądałam "HSM 2" nawet nw co to jest... xd
Haha, też mi się skojarzyło z HSM 2!
OdpowiedzUsuńFajny blog, zapowiada się ciekawie. :]
bardzo mi się podoba! osobiście nigdy nie przepadałam za paringiem Fred-Hermiona, ale Twój sposób jest jakiś ciekawy i miło mi się to czyta :) czekam z niecierpliwością na więcej!
OdpowiedzUsuńCo do HSM2 to chyba mieli na myśli High school musical 2 ( ale nie mam pewności xD ). A i u mnie na http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/ nowa notka :D
OdpowiedzUsuńHeej :) Otagowałam cię u siebie na blogu :D ---> http://dramioneblo.blogspot.com/2013/02/versatile-blogger-award.html
OdpowiedzUsuńsuuuper! zapraszam do mnie na Fremione ---> http://fremioneukrytamilosc.blogspot.com/2013/02/rozdzia-8.html#comment-form
OdpowiedzUsuńSuper ! :) bardzo mi się podoba jak opisujesz sytuacje :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! :) Jeśli masz ochotę to zajrzyj do mnie :) http://life-with-fremione.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę ;) Mania ;*
Przeczytalam dopiero pierwszy rozdzial i powiem ze byl ciekawy, ale niezbyt podobaal mi sie pomysl z bransoletka i chyba jestem jedyna os ktorej nie podobal sie ten pomysl. Mam nadzieje ze tego nie skmocisz i ze Herniona i Fred nie. bd tak szybko razem. Nie lubie tego. Podziekuj Twojemu avkowi, bo dzieki niemu tutaj weszlam.
OdpowiedzUsuńA zauwazylam Cie na jednym blogu o Fremione.
OdpowiedzUsuńNiestety dzisiaj nie dam rady niczego wiecej przeczytac ale obiecuje ze zabiore sie za to jutro.
OdpowiedzUsuń